Związani na całe życie

Niedawno obejrzałem ponownie filmik prezentujący zapis eksperymentu dra Edwarda Tronicka. Wciąż wywołuje we mnie ogromne poruszenie. Składa się z dwóch etapów. W pierwszym widzimy zdrową, normalną relację matki z dzieckiem. Dziecko wykonuje zwyczajnie czynności, siedząc wygodnie na krzesełku. Macha rączkami, robi miny wyrażające różne stany emocjonalne. Matka cały czas żywo reaguje na to, co wydarza się u dziecka, z uwagą śledzi jego poczynania, odpowiada w adekwatny sposób. Chwilę później sytuacja zmienia się diametralnie. Matka, choć obecna, kamienną twarzą reaguje na wszelkie aktywności ze strony swej pociechy. Na twarzy dziecka szybko pojawiają się tak wyraźnie namalowane emocje: zagubienie i niepewność, które chwilę później przeobrażają się w strach i smutek. Eksperyment trwa tylko chwilę, a wydarza się tak wiele. Wszystko wraca do normy po niespełna kilku minutach. Jeszcze większe poruszenie spowodowało we mnie jednak uświadomienie sobie tego, że na ogół w życiu tak trudne dla dziecka sytuacje nie wracają tak szybko do normalności. Nie trzeba sobie wyobrażać nadzwyczajnie czarnych scenariuszy związanych z budowaniem relacji w patologicznych rodzinach. Z przerażeniem pomyślałem o sobie, czy nie zdarzyło mi się w życiu być nadzwyczajnie zajętym niezwykle pilnym telefonem, zadaniem wymagającym niezwłocznie podjętych działań z powodu zbliżającego się terminu. Czy dałem wtedy wystarczającą ilość uwagi drugiemu? Jak często zdarzały mi się takie sytuacje? Wkrótce jednak przychodzi jeszcze jedna zaskakująca refleksja. Kształtujące się w dzieciństwie więzi rzutują przecież także na więzi, w których żyjemy, które sami tworzymy w dorosłości.
Więzi i przywiązanie były przedmiotem naukowych zainteresowań dwudziestowiecznego brytyjskiego psychiatry i psychoanalityka Johna Bowlby’ego. To jemu przypisuje się autorstwo teorii przywiązania. Była ona rozwijana przez wielu naukowców, wśród których szczególnie zapisała się Mary Ainsworth, która wyróżniła trzy style przywiązania.
Najczęściej występujący i zarazem zdrowy styl przywiązania nazywamy bezpiecznym. Można go obserwować u dzieci, które reagują pewnym stresem na odłączenie od matki, ale cieszą się, kiedy matka wraca, traktują ją jako bezpieczną bazę do eksploracji otoczenia. Kolejny ze stylów to ambiwalentny. Posiadające ten styl przywiązania dzieci często reagują nadmiernym stresem na zniknięcie matki. Gdy matka wraca, okazują złość i gniew. Takie dzieci są często zalęknione, płaczliwe i niezdolne do samodzielnej eksploracji.
Trzeci styl przywiązania nazywamy unikającym. Obserwujemy go u dzieci, które mają silne poczucie odrzucenia przez matkę. W związku z tym nie szukają kontaktu z nią, nie ufają jej i uczą się radzić sobie z trudnościami samodzielnie.
Ainsworth udowodniła, że określenie stylu przywiązania możliwe jest już nawet u rocznych dzieci.
Dziecko, które jest w stanie stworzyć bezpieczną i trwałą więź ze swoim rodzicem (głównym opiekunem), będzie potrafiło tworzyć zdrowe relacje z innymi ludźmi. To również odnosi się do relacji tworzonych w dorosłości. Miłość daje nam szansę zrewidowania modelu stylu przywiązania. Tego, który tak mocno ukształtował nas w dzieciństwie. Emocjonalna niedostępność partnera wywołuje w nas szereg trudnych emocji. Pojawia się głównie strach, lecz również obecny jest gniew czy smutek. Strach pojawia się w odpowiedzi na poczucie zagrożenia dla naszego przetrwania. Gdy postrzegamy zagrożenie, walczymy z partnerem lub wycofujemy się. Walczymy o bycie zauważonym, o kontakt i zaspokojenie potrzeb. Wycofujemy się, by zachować kontrolę, nie pozwolić się skrzywdzić.
Wiele wniesie do istniejących relacji uświadomienie sobie przez jej partnerów trywialnej prawdy: nie jesteśmy dla siebie wrogami. Skąd ból, rozczarowania, smutek itp.? Prawdziwym wrogiem wielu relacji jest wypracowany przez nich schemat opierający się na posiadanych stylach przywiązania.
Schematy powodują stopniową erozję i rozplatanie partnerskich więzi. Dokonuje się to choćby w najmniejszych sprzeczkach i okresach milczenia. Partnerzy coraz bardziej przeżywają stopniowe wyczerpywanie się nadziei i dotąd gorących uczuć. Tak naprawdę niezwykle rzadko następuje nagły rozpad więzi, który powodowany jest traumatycznym doświadczeniem czy zdradą.
Czy jest jakaś recepta na ten powolny rozpad? Możliwie maksymalnie upraszczając odpowiedź, powiem: spróbujcie zakładać dobre intencje swojego partnera. Załóżcie tak nawet wtedy, gdy wydaje się wam, że słyszycie coś zupełnie innego. Może pod złością, z którą przychodzi ci się mierzyć, jest ogromny strach, zakłopotanie, wstyd? Spróbuj wejść w kontakt ze swoim partnerem, na emocjonalnym poziomie odpowiadając sobie, jaki możliwy przekaz kryje się pod tym, co w danym momencie przydarza ci się słyszeć – nawet nadzwyczaj przykrego. Nie musisz reagować obronnie na krytykę. Jak możesz tym razem zareagować inaczej? Spróbujcie zawsze szczerze rozmawiać o swoich aktualnie przeżywanych emocjach. To stanowi ogromną szansę dla waszej relacji, być może uda wam się pokonać trudne konsekwencje wypracowanych, wieloletnich schematów.
Twórczyni terapii EFT Emotionally Focused Therapy, która wspiera pary w naprawie właściwej komunikacji, przyrównuje emocje partnerów do muzyki, do tańca przywiązania. Taniec zmienia się, gdy emocje mają szansę być wzajemnie zakomunikowane, przyjęte, uznane oraz kiedy następuje odpowiedź ze strony partnera i reakcja na nie. Zmiana w terapii odbywa się w kierunku od tańca pełnego eskalacji i chaosu, do tańca pełnego harmonii, bliskości i zaufania. W trakcie terapii EFT para uczy się stopniowo rozpoznawania momentów utknięcia w negatywnym cyklu i odpowiednio rekonstrukcji – nowych sposobów na wyrażanie emocji, potrzeb, zaangażowania, obecności i responsywności w relacji.
Kiedy się zdecydować na terapię? Warto to zrobić już wtedy, kiedy zaczynają występować narastające konflikty, gdy strony konfliktu nie widzą sposobu na ich zażegnanie. Wtedy często potrzebna jest interwencja osoby trzeciej.
Od skuteczności prowadzonych działań zależy przede wszystkim podejście samej pary, która decyduje się poddać psychoterapii.

Tekst pierwotnie ukazał się w Magazynie dla Rodziców – Dzieci (nr 4/2022)