Miłość utkana ze snu

autor obrazu: Nika Jaworowska – Duchlińska
Nie uwierzycie być może, ale nim zobaczyłam się z nim pierwszy raz, doskonale wiedziałam jak wygląda. Każdy drobiazg jego małego ciała: pieprzyk pod lewą łopatką, nosek jak kłębuszek wełny i mała czerwona plamka na wysokości prawej kostki. Znałam każdy z tych szczegółów, jakbym oglądała je setki razy. Nie wiem też skąd, ale wiedziałam, że ma na imię Leon.
Mam taki obraz w swoich myślach. Jestem w niezwykle ciemnym pomieszczeniu. Nie jest mi tu zimno. Choć nie widzę światła, mam stale wrażenie, że jest ono tuż obok. Tuż obok jest też Głos. Nie rozumiem co mówi. Słowa wyrzucane gdzieś na zewnątrz nie docierają do mnie. Może dobrze, bo mam wrażenie, że niektóre z nich mogłyby mi się nie spodobać. Czasem jednak słowa docierają do środka. Mam wrażenie, że to one są światłem, że one są tylko dla mnie. Wtedy czuję się spokojny. Na ogół jednak czuję straszne pomieszanie. Nie pamiętam skąd jestem. Czuję, że jestem kawałkiem snu, czyjegoś snu. Mam jakieś w głowie przedziwne obrazy. Droga na końcu ciemnego tunelu. Choć boję się tam ruszyć, wiem, że to się dobrze skończy.
Zapomniałam co to jest radość. To długa historia i wybaczcie nie mam dziś siły by do niej wracać. Gdy spotkaliśmy się z Leonem pierwszy raz, na mojej twarzy, mimo przeogromnego zmęczenia, pojawił się dawno niewidziany uśmiech. Przesłonił nawet czający się we mnie lęk. Teraz wiem, że to się dobrze skończy.
Mamo
Synku
Jesteś-my