Autentyczna Żaba
Rozmowa z Anją Franczak autorką książki: Żaba. Mała opowieść o żałobie.
Ilustracje Marianna Szyma, Wydawnictwo Albus
– Pomyślałem, że „Żaba” jest taką uniwersalną książką jak „Mały książę”, każdy może coś tam dla siebie może wyczytać ale i wypytać samego siebie.
– Żaba jest dla mnie metaforą żałoby, o tym, że odchodzenie i pozostawanie jest zawsze razem. Czasem myślę, że ta książka bardziej potrzebna może być dorosłym niż dzieciom. Dzieci mają intuicyjnie reakcję by płakać czy krzyczeć, to dorośli bywają poblokowani.
– Zdajesz sobie sprawę, że to książka nie tylko o żałobie ale też praktyczny poradnik dla tych, którzy uczą się wyrażania siebie?
– To bardzo miły feedback. Dziękuję! Ja nawet nie wiem, czego uczę w tej książce. Nie miałam planów napisania tej książki. Siedząc sobie kiedyś wieczorem podczas lockdownie nagle naszła mnie refleksja, że w słowie żałoba ukryte jest słowo żaba. Język polski nie jest moim językiem ojczystym, dlatego myślę mam taki trochę dystans do słów. To odkrycie mi się spodobało. Myślałam o tym chwilę i w głowie pojawiła mi się ta historia. Mimo, że nie jestem sową tuż przed północą zasiadłam przed komputerem i przelałam całą opowieść. Następnego dnia trochę go szlifowałam, zmieniłam miejsce toczącej się opowieści i zapisałam ten plik. Tam schowany w pewnym folderze przeleżał do ubiegłego roku. Robiąc wtedy porządek w komputerze natknęłam się na plik, pomyślałam czy można coś tym zrobić, nadać temu ciąg dalszy. Wysłałam ją mojej koleżance Kasi Jackowskiej. Tekst trafił do Iwony z wydawnictwa Albus. Zachwycił ją. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam i byłam bardzo zdziwiona czytając maila z propozycją wydawnictwa. Następnie tekst trafił w ręce Marianny Sztymy, ona się w nim zakochała. Śledzę jej twórczość od lat, bardzo mi się podobały jej ilustracje. Byłam zachwycona z jej propozycji. Tak powstała ta książka. Dla mnie to jest jakoś zadziwiające, że ona jest.
– Tak często przeżywamy czyjąś śmierć nie tylko jako coś dla nas ciężkiego, trudnego ale też jako pewnego rodzaju osamotnienie. W tej książce przedstawiasz to inaczej. Żaba jest tu też zdaje się metaforą tego, że nawet w tej chwili nie jesteśmy samotni?
– W czasie żałoby potrafimy odczuwać samotność. Są jednak osoby, które szybko, inne po latach odnajdują jakiś rodzaj ciepłego połączenie ze zmarłą osobą przez wspomnienia ale też przez kontynuację tego, co robili razem. W książce jest taka właśnie klamra. Na początku są obrazy przedstawiające chwile spędzane razem, zbieranie liści itd. Na końcu nie są tylko te wspomnienia ale też rzeczy, które dalej można robić. Ja zaczęłam to totalnie świadomie praktykować po śmierci babci. W momentach tęsknoty robię coś, co ona mi pokazała.
– Tu znów przywołam scenę z Małego Księcia, gdy Lisek mówi, parafrazując, że godzi się na bolesną stratę, ale też nie żałuje zawartej relacji, gdyż każdy kłos pszenicy, będzie mu do końca życia przypominał złocistą czuprynę Małego Księcia.
– Tak to jest mocny wątek żałoby… Dla mnie to jest totalnie o tym, że w każdej relacji jest to obecne od samego początku. Kiedy zaczynamy się zaprzyjaźniać czy wchodzić w relację jednocześnie godzimy się na taki układ, w którym prędzej czy później obecna będzie żałoba. Ty będziesz tęsknić albo ja będę tęsknić. Bardzo mało prawdopodobne jest, że umrzemy w tym samym momencie. Żyjemy z taką nieuświadomioną wiedzą o nieuchronnej straty. Większość ludzi nie chce o tym słyszeć. Ja od kiedy mam ten wątek obecny w moim życiu, to bardzo świadomie go wykorzystuję dla siebie. Poczucie tej kruchości zmieniło np. moje relacje z rodzicami, bo wiem że to nasz ograniczony czas. Pozwala to na nowo ustawić priorytety: jak spędzić ten czas.
– Zaciekawia mnie co myślisz o tym co potocznie nazywamy „pokutowaniem zmarłych”, ich jakąś formę pojawiającej się obecności w tym świecie.
– Większość ludzi czuje i przeżywa obecność zmarłych. Wiele osób nawet ma jakieś niewytłumaczalne doświadczenia: poczucia dotyku, zapachu, czy obecności zmarłego. Po angielsku to się określa jako “sensory experiences in grief”. Badania mówią o tym, że około 40% osób po stracie bardzo bliskiej osoby ma jakieś tego typu doświadczenie. Większość ludzi znajduje w tym ukojenie w czasie żałoby. To nic patologicznego albo dziwnego. Coraz częściej jest to normalizowane jako zjawisko w żałobie. Bardzo łatwo lokować to w jakichś wątkach ezoterycznych, jednocześnie w prowadzonych badaniach dotychczasowe wyniki pokazują, że wiele osób tak to zwyczajnie przeżywa. Dążymy do normalizowania takich zjawisk, wiele osób tak ma, to jest normalne i kropka. Jak to tłumaczyć? Na razie tego nie potrafimy. Ja nie mam takiej potrzeby, jest tyle rzeczy, których wciąż nie wiemy i nie potrafimy wyjaśnić. Są różne próby tego nazwania. Ja mam na to zgodę, że na ten moment tego nie potrafimy wyjaśnić. Zarazem zależy mi na tym by tego typu zjawiska zwyczajnie normalizować. Większość ludzi w naszej kulturze boi się dzielić się takimi doświadczeniami, bo się obawiają że inni będą inni będą ich oceniać jako „wariatów”. Sama doświadczam w moim towarzyszeniu ludziom po stracie, że 90% po moim pytaniu o coś dziwnego, czego doświadczyli w procesie żałoby, ze mną pierwszą dzielą się różnymi historiami, trudnymi do wyjaśnienia w sposób racjonalny: to zatrzymał się zegar, to niespodzianie wyświetliło się jakieś zdjęcie na komórce, czy spadło coś z regału itd. Daję wtedy akceptację mówiąc: o to ciekawe, Jeśli Ci to pomaga, jeśli dla Ciebie to jest fajne, to super, że to masz. Dobrze jest zwyczajnie zaprzyjaźnić się z jakimś „nie wiem”.
– Czytając książkę miałem najpierw jakąś niezgodę na to, że żaba wszystko przesłania. Później dotarło do mnie też to, że ona przecież chroni…
– W książce użyłam tam słowa czasami. Czasami żaba robi tak, czasem inaczej. To dla mnie jest o tym, że żałoba nie jest jakimś stanem lecz procesem. To jest coś co się zmienia bardzo. Dlatego, gdy mnie ktoś pyta jak pomóc osobom w żałobie nie mam takiej jednoznacznej odpowiedzi bo jest milion różnych sposobów w zależności od sytuacji czy osoby.
– Widziałem, że prowadzisz również ceremonie pogrzebowe.
– Tak spotykam się wtedy wcześniej na wiele godzin z rodziną i przyjaciółmi tej osoby i razem szukamy co mogłoby być wspierające.
– Jesteś wtedy taką postacią, jak żaba w Twojej książce?
– Być może, nie wiem. Uwielbiam tę pracę, ona jest trochę alchemiczna. Pracujesz nad czymś, co zmienia swój charakter w trakcie jej trwania. Tu nie chodzi o to by usunąć smutek, tylko by go czymś otulić. Pomagam ludziom wnieść piękno, czułość, coś ciepłego jakiś rodzaj troski, by tym okropnym co się wydarzyło, w jakiś sposób opiekować.
– Za co uwielbiasz swoją pracę?
– Jej sednem jest miłość. Cały ten przeżywany po stracie ból jest przez to, że kochamy. Właśnie tę miłość wciąż na nowo w sposób symboliczny możemy odnaleźć. Też bardzo podoba mi się w mojej pracy, to że ludzie do mnie przychodzą bez żadnych masek. Przychodzą po prostu w stanie autentycznym, wszystkie pełnione role społeczne nie mają tu znaczenia, w mojej pracy pracy nie ma wymiaru polityki, debat społecznych, jest natomiast dążenie do jakiejś ludzkiej esencji. Ja w tym paradoksalnie odpoczywam. Kiedyś w poprzedniej pracy musiałam być jakaś, coś pokazywać, udowadniać. To mnie totalnie wymęczyło. Teraz mam do czynienia z ludźmi w takim najprostszym i uniwersalnym sensie. To jest niezwykle wzruszające. Intensywne bardzo ale dające mi spełnienie.
– Chyba możesz się nazwać terapeutką?
Nie. Czuję się zwyczajnie towarzyszką w żałobie. Jednak często jest tak, że po pracy ze mną ludzie idą dalej na terapię. Żałoba potrafi otwierać dostęp do innych tematów, którzy przez długie lata tkwiły zamknięty w naszym wnętrzu. To są momenty, w których bardzo wyraźnie muszę rozpoznać i zaznaczyć granice swoich kompetencji. Moje kompetencje dotyczą żałoby, straty, dobrego pożegnania, rytuałów itd. Kiedy widzę jakiś wątek traumy, uzależnienia, albo jakaś przemocową sytuacja rodzinna, to ja oczywiście mogę o tym posłuchać lecz jednocześnie zaznaczam, że możemy po ludzku o tym porozmawiać, ale że ja nie mam takich narzędzi pracy i czasem to otwiera ludziom refleksję: „ok potrzebuję się tym opiekować i może to jest czas pójść na jakąś terapię.
– Czy praca w tak trudnym obszarze śmierci nie jest dla Ciebie obciążająca?
– Mam w sobie jakiś rodzaj spokoju z tematem śmierci. Nie potrafię Ci tego wytłumaczyć, dlaczego tak mam ale z jakiegoś powodu stało się tak, że potrafię to z takim spokojem przyjmować i towarzyszyć ludziom nie obciążając siebie. Ale też dużo robię świadomie, żeby dbać o swój dobrostan.
– Książka też można powiedzieć jest o autentyczności?
– A może, to ciekawe… o autentycznej adekwatnej reakcji. Jest jakiś stan emocjonalny, który szuka doświadczenia i wyrazu. Może w tym jest wątek autentyczności, by sobie po prostu w tym być, na to pozwolić i za tym pójść zamiast słuchać tego, że „powinnam być grzeczna” lub „jesteś na to zbyt młoda”.
– Autentycznie dziękuję Ci za niezwykle inspirującą rozmowę. Mam nadzieję, że znajdzie ona swój ciąg dalszy podczas kolejnego spotkania.
– Dziękuję!
W czasie rozmowy z Anją doszło do drobnego przejęzyczenia, gdy Anja pytała mnie o to, czy w jakiś sposób jest to bliskie w mojej pracy dermatologicznej. Uśmialiśmy się lecz również pozwoliło mi to na jakiegoś rodzaju uświadomienie. W języku polskim jest tak, że o ludziach mniej uczuciowych, mniej wyrażających swoje emocje mówimy, że są gruboskórni. Jestem wtedy takim dermatologiem, który pracuje nad tym, by ta emocjonalna skóra była wrażliwsza i bardziej przepuszczalna. Anja zwróciła uwagę też na to, że skóra jest też czasem nadwrażliwa i musimy nauczyć się dbania o nią.