Bezpieczny świat relacji

W poprzednim tekście przedstawiłem w formie skróconej teorię dotyczącą stylów przywiązania. Po omówieniu poszczególnych stylów, a zarazem dzieląc się niezwykle poruszającym eksperymentem Edwarda Bronicka, starałem się pokazać, jak wielki wpływ doświadczenia wczesnego dzieciństwa wywierają na tworzono w dorosłym wieku relacje. W tym numerze ciąg dalszy naszych spotkań z doświadczeniami więzi.

Z teorii przywiązania Johna Bowlby’ego i badań, które później były prowadzone, między innymi przez Mary Ainsworth, na pierwszy plan wybija się wniosek, że znacznie większe możliwości budowania w dorosłym życiu zdrowej bliskości mają te osoby, które w dzieciństwie mogły ufać – miały tzw. bezpieczny wzorzec przywiązania.

Ich doświadczenie budowania relacji z najważniejszą osobą, jaką są najcześciej rodzice, wpływa na sposób postrzegania świata, wchodzenia w nim relacje. Tacy ludzie idą potem w świat z poczuciem, że każda potencjalna relacja jest bezpiecznie przewidywalna, nie zakończy się w sposób nieoczekiwany, osoba ważna nie zniknie nagle z ich życia po początkowym okresie przyciągania i uwodzenia. Takie osoby nie boją się odrzucenia. Nasz partner partnerka nie tylko nie porzucą ale i nie wyszydzą. Nawet jeśli się oddala by zając się swoją własną codziennością, to do głowy osoby z bezpiecznym stylem przywiązania nie przychodzi pełna dramatycznego napięcia myśl o porzuceniu. Można więc bez obaw angażować się w bliskie relacje.

Zupełnie inaczej wygląda świat oczyma osoby posiadającej za sobą doświadczenia pozabezpiecznego wzorca przywiązania. Gwarancją ich poczucia bezpieczeństwa i emocjonalnej stabilności jest bliskość. Jednak nawet fizyczna bliskość nie gwarantuje, że taka osoba pozbawi się lęku o porzucenie. Dostrzega możliwość jego zaistnienia w każdym najdrobniejszym geście, grymasie czy działaniu. Lęk tak wrósł w sposób budowania relacji ze światem, że trudno go od tej osoby oddzielić. Bo przecież wdrukowany wzorzec – wzorzec ostrzega jednocześnie: im bliżej, tym groźniej. Osoba z pozabezpiecznym stylem przywiązania widzi zatem zagrożenie w każdej z sytuacji. Zarówno, gdy partner oddala się na moment. Jedna z moich pacjentek doskonale wie, gdzie udaje się jej mąż. Po dniu pełnym skupienia na pracy zdalnej, mężczyzna udaje się na cotygodniowe tradycyjne spotkanie z kolegami na wspólne oglądanie meczów. Chwilę po opuszczeniu domu, jego telefon zasypany zostaje pełnymi niepokoju wiadomościami. Pacjentka jednocześnie racjonalnie rozumie, że jej reakcja jest nieadekwatna do zaistniałej sytuacji i przeżywa zarazem paniczny lęk urastający do poziomu lęku o swe życie. Sytuacja jeszcze bardziej się natęża, gdy niczego nie świadomy piłkarski sędzia na drugim końcu Europy, odgwizduje dogrywkę. Przeżywany w panice kruchy plan powrotu małżonka o umówionej porze legł w gruzach.

Tak silne emocje wybrzmiewają teraz, gdyż to właśnie najbliższa kiedyś osoba zawiodła.

Doświadczenia wczesnego dzieciństwa silnie rezonują w każdej sytuacji będącej choćby bladym cieniem dawnych wydarzeń. Każda sytuacja choćby niewielkiego zagrożenia urasta ponad miarę. Trudno wtedy uwierzyć nawet swym własnym racjonalnym argumentom. Lęk jest zdecydowanie silniejszy. Paraliżuje nie tylko ciało ale i racjonalny umysł.

Czasem nie trzeba fizycznego oddalenia. Przychodził do mnie pacjent, którego partnerka pracowała w domu. Skupiona na migającym ekranie laptopa realizowała kolejny, niezwykle wymagający projekt. Jej partner, którego praca zdalna nie wymagała sporej efektywności, snuł się smutny po ich wspólnym mieszkaniu. Narastający smutek wynikał z poczucia odrzucenia, wszak jego partnerka miała zdecydowanie ważniejszy od niego obiekt – pracę. Nie potrafił sobie poradzić z tym, czego doświadczał, nie rozumiał dlaczego przestaje być (w jego przekonaniu) najważniejszy na świecie dla swojej ukochanej.

Małe dziecko w fazie przedwerbalnej nie rozpoznaje emocji. Jego repertuar doznań ogranicza się do przeżywania zadowolenia i lęku. Pierwsze emocje można zaobserwować już w wieku poniemowlęcym, kiedy dziecko uśmiechem lub płaczem sygnalizuje swoje potrzeby. Wraz z dalszym rozwojem pojawiają się kolejne emocje i uczucia. Z ich rozpoznawaniem dziecko może mieć jednak wciąż trudności. Osiągając wiek przedszkolny dzieci okazują emocje spontanicznie i bez zahamowań. Emocje są bardzo silne lecz zarazem krótkotrwałe i zmienne. Maluch nie potrafi ich ukrywać i odróżniać, ani też kontrolować. Maluch dostrzega miny i gesty dorosłych i uczy się w tych sytuacjach coraz głębiej przeżywać własne emocje.

Louis Cozolino, neurobiolog, opisał zjawisko tak zwanej pamięci pozawerbalnej. Twierdzi on, że bardzo trudne emocjonalnie doświadczenia zapisują się w naszym mózgu, jeszcze zanim zostaną przełożone na słowa. Dzieje się tak, ponieważ mózg w sytuacjach traumatycznych jest zalewany kortyzolem i poznawczo mało co przyswaja, więc to raczej ciało „pamięta”, emocje „pamiętają”.

Póżniej w sytuacjach, które reaktywują jakiś wzorzec z przeszłości, to właśnie ta pamięć uruchamia się szybciej. To wtedy mamy do czynienia z sytuacjami nie do końca adekwatnej reakcji na przeżywane w życiu doświadczenia. Opisywane wyżej doświadczenia moich pacjentów przecież nie wiążą się z realnym zagrożeniem porzucenia. Ich przeżycie lęku jest jednak nie tylko jak najbardziej realne ale też i niezwykle silne i poruszające.

Może w trakcie czytania nasuwa się Wam pytanie: czy styl przywiązania może się zmienić?

Style przywiązania są raczej stałe. Mogą się jednak przeobrażać w powolnym procesie. Z odpowiednim partnerem możemy stać się bardziej otwarci i bezpieczni. Nie chodzi o to by wyeliminować wszystkie potencjalne zagrożenia. To niestety niemożliwe. Pełen empatii partner, który z czułą wrażliwością reaguje na przeżywany przez drugą osobę lęk, buduje w powolnym procesie poczucie bezpieczeństwa. Miłość daje nam szansę zrewidowania modelu, który ukształtował nas w dzieciństwie. W ogromie przeżywanej destablizacji pojawia się coraz więcej poczucia stabilizacji, spokoju i bezpieczeństwa.

Tekst pierwotnie ukazał się w Magazynie dla Rodziców – Dzieci (nr 5/2022)